wtorek, 5 sierpnia 2014

Karjalanpiirakat czyli pierożki karelskie (konsultowane z internetami)

Tak za mną od jakichś 5 lat chodziły te pierogi i chodziły, aż w końcu zdecydowałam, że zamiast wybierać się do Finlandii tylko po to, aby się ich najeść, mogę je w sumie wykonać i w Polszy, bo kto mi zabroni? :) Pierwsza próba okazała się failem, bo brakowało mi składników i improwizowałam - druga, już ze wszystkimi składnikami i z pomocą koleżanek, wyszła rewelacyjnie.
Przepis sklejony z tego i tego przepisu, wzbogacony inwencją własną.

Na (marną) zachętę zacznę może od biedackiego, wykonanego komórką zdjęcia:


Co prawda wg mojego kuzyna karjalanpiirakat wyglądają jak "rozwalone kapcie", ale kto by się przejmował, prawda?

No dobrze, to koniec już mojego paplania i przechodzimy do konkretów. Część łatwiejsza.

Farsz:

  • 500 ml wody
  • 250 g ryżu (nie takiego w foliowych torebkach, borze broń; i długoziarnisty też nie, bo ponoć się nie klei)
  • 1 litr mleka
  • 2 łyżeczki soli
  • opcjonalnie: 2 łyżki masła (nie dawałam i wyszło ok)
Wodę trzeba zagotować, wsypać sól i wrzucić ryż. Polecam często mieszać, bo inaczej przywrze do dna (zwłaszcza jak się akurat zapomni i weźmie najbadziewniejszy garnek w mieszkaniu). Teraz trzeba czekać, aż ryż wchłonie całą wodę i będzie papkowaty i podatny na przypalanie - i wtedy nadchodzi ten wielki moment, kiedy dolewa się mleka. Teraz żarty się skończyły i mieszamy naprawdę często, nie odchodząc od garów ani na moment, bo wiadomo, że mleko jest pieruńsko złośliwe i jak tylko się odwrócimy plecami, to wykipi albo się przypali. Niestety trochę tego stania będzie, bo trzeba gotować, dopóki ryż nie wróci do tej papkowato-budyniowatej konsystencji - powinno to potrwać tak z pół godziny. Kiedy farsz będzie gotowy, dodajemy lub nie dodajemy masła, mieszamy lub nie mieszamy i odstawiamy go do wystygnięcia. I teraz uwaga - farsz polecam zrobić co najmniej parę godzin wcześniej, bo jest bardzo gęsty i stygnie ohydnie wolno!



Nie przejmować się, że farszu jest dużo. Jak zostanie, to można skonsumować, ostatecznie to ryż z mlekiem, który, jak wiadomo, jest pyszny i wspaniały. I teraz przechodzimy do części trudniejszej.

Ciasto:

  • szklanka wody
  • pół szklanki mąki pszennej + trochę na podsypanie
  • mąka żytnia 
  • łyżeczka soli
Dodatkowo
  • trochę mleka, wody i masła
Now, for the tricky part. Jak pewnie widać, nie napisałam ile trzeba mąki żytniej. O tym za moment - na początek wlewamy do miski wodę, wsypujemy mąkę pszenną, sól i ze dwie szklanki mąki żytniej. Czemu nie napisałam, że dwie szlanki? Bo to jeszcze nie koniec! Zagniatamy ciasto, ale mogę się założyć, że wyjdzie lepkie i paskudne, i z twarzy podobne zupełnie do nikogo. Dosypujemy więc mąkę i zagniatamy ciasto, do momentu aż przestanie się lepić i będzie zwarte. Teraz potrzebna będzie stolnica - chyba że nie ma, to ujdzie też i zwykły blat kuchenny, ale to już nie to samo (sprawdzone, jestem zdecydowanie zwolenniczką stolnic!). Ciasto formujemy w podłużny wałek i kroimy na części - nam wyszło 12, ale to zależy jakiej wielkości pierożki chcemy uzyskać. Teraz podsypujemy stolnicę/blat mąką i rozwałkowujemy kawałeczki ciasta na owalne, bardzo cienkie placuszki. Nakładamy farsz (nie żałujemy, ale i nie przesadzamy), zostawiając wolne brzegi, jak na załączonym rysunku (proszę podziwiać moje skille rysuknowe, jestem z nich bardzo dumna):


Przepraszam, że farsz na rysunku jest zielonkawy, można to traktować jako moją wizję artystyczną. Tak czy siak, teraz ciasto trzeba zawinąć z jednej i z drugiej strony, aby nachodziło na farsz. Coś w tym stylu:


I teraz część, która na początku wydaje się najtrudniejsza, ale jak już człowiek ogarnie o co chodzi, to idzie jak z płatka - ciasto trzeba kciukiem i palcem wskazującym (lub środkowym, jak komu wygodnie) ściskać dookoła, aby utworzyło "falbankę" - polecam się przyjrzeć zdjęciu z początku wpisu albo poszukać w internetach zdjęć.

Teraz, kiedy pierożki są już ślicznie uformowane, można je wsadzić do piekarnika nagrzanego co najmniej do 250 stopni. Pieczemy ok. 12-15 minut, do uzyskania złocistego koloru. Po wyjęciu (przy wyjmowaniu uwaga, bo np. moje rękawice kuchenne nie wytrzymały presji i się przyfajczyły) maczamy w mieszance roztopionego masła, mleka i wody (lub po prostu trochę tego rozsmarowujemy po pierożkach, też będzie ok). 

I teraz jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz - munavoi, czyli pasta jajeczno-maślana, z którą karjalanpiirakat smakują świetnie.

Pasta:
  • 4 jajka
  • 200 g masła
  • sól (do smaku)
Z munavoi problem jest taki, że wszędzie podawane są inne proporcje, ale ja proponuję samemu wykombinować co najlepiej zdaje egzamin. Te, które podałam powyżej, są przykładowe, ale też są wporzo. Masło najlepiej żeby było miękkie, a nie takie wyjęte dopiero co z lodówki, bo inaczej mieszanie będzie katorgą. Jajka można posiekać w kosteczkę nożem albo na kratce - jak komu wygodniej. Solimy to wszystko, mieszamy i pasta gotowa. :) 

Karjalanpiirakat najlepiej smakują na ciepło i na świeżo. Polecam & pozdrawiam! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz